Pobudka o 6...i szybciutko...ogarniamy się, szybki prysznic i kawa..., ząbki, herbatka....biegniemy...
Żłobek, przedszkole...dobra, zdążę na tramwaj....jestem...osiem godzin...z powrotem, trochę inna kolejność...przedszkole, żłobek, zakupy, do domu...kolacja...kąpiele, bajka na dobranoc...przepraszam, "dziś nie poczytam Wam, dziś mamusia zmęczona, puszczę na kasecie, dobrze?" "dobrze mamo, może być, daj tylko buziaka i podaj misia, o i pieska dla brata...".
I tak codziennie...pięć dni w tygodniu....biegamy, tu i tam...
Troszkę zwolniłam, jak poszli do szkoły... w jednym budynku oboje, później na tyle duzi, żeby samodzielnie wracać....i tylko te bajki wieczorne były obowiązkowo, codziennie...później to były lektury czytane na zmianę...
Soboty były spokojniejsze....rano na zakupy, targowisko niedaleko moich rodziców...i odwiedzinki u Dziadków na kawkę, a może Babcia coś pysznego upichciła...może jakieś ciasto...
a może Dziadek racuchy z jabłkami zrobi...pyszne były i już nigdy nie powtórzy się ten smak...
Niedziele zazwyczaj były tylko dla nas...spacer do pobliskiego parku, a tam stawy, kaczki, na rower lub rolki ... w zimę górka i na sanki...
albo do Łazienek...poszukać pawi, może ogon rozłoży któryś...takie piękne...
kiedyś z takiego wypadu z pieskiem wróciliśmy, bo giełda zwierzaków akurat była :)
i obiady czasem u Dziadków...i Siostra z Mężem i Synem, jeszcze wtedy jednym przyjeżdżała...
i zawsze wtedy Babcia coś specjalnego przygotowywała...
Tak było...
A potem spakowaliśmy trochę rzeczy, wydawało się najpotrzebniejszych i wyjechaliśmy...daleko, za daleko, żeby na te obiadki i coś pysznego do Dziadków zajrzeć...
I tych smaków się nie da odtworzyć...przynajmniej ja nie umiem...a może nie chcę, może wolę, żeby mi te smaki dzieciństwo moje i moich dzieci przypominały...
I żebyśmy jedząc podobną potrawę, wspominać mogli...Dziadziusia i jego racuchy...albo spaghetti...pyszne robił...i Babciny barszcz ukraiński, gołąbki, sernik najpyszniejszy...i wiele innych...
Pierogi...ja nigdy nie miałam cierpliwości? czasu? chęci? nie umiem powiedzieć dlaczego nigdy nie robiłam...
Jak Babcia przyjeżdża do nas, to gotowe gołąbki przywozi dla wnusia :) (bo tu kapusty takie malutkie)
i pierogów narobi na zapas i do najedzenia się na już :)
A może do wszystkiego musimy dorosnąć? Czasami próbuję odtworzyć te smaki...oczywiście nie smakują jak tamte, ale zawsze powspominać przy jedzeniu można ....
I tak właśnie dziś Siostra moja, której pierogi są też przepyszne, a uszka do świątecznego barszczu jej starszy syn robi samodzielnie, namówiła mnie na zrobienie pierogów...
Mięso z rosołu miałam i w pierwszej wersji miałam krokiety robić...bo naleśniki u mnie wszyscy uwielbiamy, pod każdą postacią....no ale mnie namówiła...i dobrze...Dzięki Siostra! Wyszły pyszne :)
Przepisy, które zawierają mąkę, przekazywane są w mojej rodzinie w bardzo...dziwnej formie:)
Mama nigdy nie pozwalała nam wchodzić do kuchni, bo za mało miejsca, bo musi szybko, bo będziemy przeszkadzać...u nas jest odwrotnie...dzieciaki moje i mojej Siostry włączane są do pracy, co ciekawe, same chcą uczestniczyć, dowiedzieć się, a jak, a dlaczego...
W związku z tym, że nigdy nie lepiłam pierogów z Mamą, a tym bardziej z Siostrą, nie mam pojęcia co oznacza określenie "do wgniecenia"...a
składniki na pierogi to:
- woda gorąca
- odrobina oleju
- trochę soli
- mąka do wgniecenia :)
Wzięłam więc miskę, nasypałam do niej około 2 szklanki mąki, dolałam gorącej wody wymieszałam drewnianą łyżką....dodałam olej, wymieszałam, wyłożyłam wszystko na blat i gniotłam ciasto dosypując mąki. Kiedy przestało się lepić do rąk i było sprężyste, oderwałam kawałek i rozwałkowałam na cienki placek (pozostałą cześć ciasta przykryłam miseczką, żeby ciasto nie wysychało). Wycinałam kółka szklanką, nakładałam farsz, zalepiałam pierogi i odkładałam na ściereczkę. Córka mi dzielnie pomagała.
Wrzucałyśmy małymi partiami na wrzącą osoloną wodę i wyławiałyśmy po ok 5 minutach od wypłynięcia na powierzchnię wody. Wyszło ich 50 :)
Oczywiście smaku Maminych nie przypominają absolutnie, ale dzieci moje zgodnie oświadczyły ( bez przymusu z mojej strony) że pyszne...:)
I tak sobie powspominaliśmy "stare" czasy, zajadając pierogi z mięskiem...prawie jak u Mamy...
Spokojnej nocy....
Miłego dnia
pozdrawiam cieplutko
Monika