Niestety tu w Anglii jest go za duzo....Pierwsze dwa lata były mniej deszczowe:) nie wierzyłam w te opowieści o słynnej angielskiej mgle....ale ostatnie lata udowadniają mi to w zasadzie codziennie....
Wstajesz...pada....chcesz na spacer z psem...pada....kalosze i kurtka przeciwdeszczowa to podstawa tutejszej garderoby....trzeba sobie jakoś ten czas umilać....
natura też w tym czasem pomaga:) podwójna tęcza na niebie to piękny widok...
- "A kto ciebie, śliczna tęczo,
- Siedmiobarwny pasie,
- Wymalował na tej chmurce
- Jakby na atłasie?"
Umilanie deszczowych dni może mieć różne oblicza....ja np. lubię "zatopić się" w ciekawej lekturze....obejrzeć jakiś fajny film....
albo znikam w kuchni i wyczarowuję coś z niczego....ostatnio mam smaka na tarty....są potrawy, których nigdy nie robiłam, z różnych względów...twierdziłam, ze są zbyt pracochłonne, albo też, to smak z rodzinnego domu i nie da się go tak łatwo odtworzyć....a może do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć:))
tak właśnie było z tartą...wydawało mi się zawsze, że to bardzo wykwintnie brzmi i w związku z tym jest z tym mnóstwo pracy:)
ale poczytałam....spróbowałam .... poezja...pychota....
zaczęłam od owocowych, porzeczkowa, śliwkowa...z bezą na wierzchu....ale mam też ochotę na inne....dam znać co z tego wyszło:)
pychotki....słodko-kwaśne....i ta beza....świat robi się piękny i smaczny:))
Pozdrawiam deszczowo, ale z wielka nadzieja na słońce....Miłego dnia.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz