Są takie pyszności na świecie, które kojarzą mi się z miejscem, albo z osobami, albo z daną chwilą...
Faworki kocham od zawsze. Takie kruche, delikatne, oprószone cukrem pudrem...dla mnie zawsze miały to coś. W domu robiła je mama...i z założenia, nie lubiła jak jej się do kuchni wchodziło i przeszkadzało...więc te faworki owiane były nutką tajemnicy...bo w sumie prawie z niczego, pojawiały się talerze z piramidami tych pyszności...To słodycz, która pojawiała się w domu tylko w karnawałowym czasie ...
pamiętam jak "walczyłam" z tatą o te najbardziej przypalone...uwielbiam :)
Ja bardzo lubię spędzać czas w kuchni z moimi dziećmi...raz z synem, on jest specjalistą od obierania i krojenia wszystkiego co potrzebne do przygotowania potraw, a córka moja jest organizatorką porządku dookoła w tzw. międzyczasie...
Wczorajsze smażenie poszło nam szybciutko, ja gniotłam i kroiłam, ona ogarniała patelnię...
Miło spędzony czas i powstały dwie piramidy....
Przepisów na faworki jest wiele, ale ten jest trochę inny. Wychodzą takie kruche i delikatne... Jadłam różne, ale te lubię najbardziej:)
Składniki:
- 7 żółtek - należy wybić do szklanki
- piwo -objętościowo taka ilość jak żółtek
- mąka do wgniecenia :)
- tłuszcz do smażenia - tradycyjnie smaży się je na smalcu ( podobno takie są najlepsze), ale ja smażę na tłuszczu roślinnym w kostce
- cukier puder
Przygotowałam sobie żółtka i piwo. Mąkę wysypałam na blat, powoli dodawałam trochę żółtek, trochę piwa i mąkę...i tak aż mąka wchłonęła mokre składniki, a ciasto było elastyczne i nie kleiło się do rąk. Następnie wzięłam wałek i obiłam ciasto ile się dało :) Podobno więcej powietrza się do ciasta wtedy dostaje i one pięknie rosną i są puszyste, a przez to kruchutkie.
Dzieliłam na mniejsze kawałki, rozwałkowywałam jak najcieniej się dało i wykrajałam paski, nacinałam na środku i przekładałam jak węzełek:) Smażyłam na głębokim tłuszczu, aż nabierały złotego koloru...trzeba uważać, bo pierwsze potrzebują chwilkę czasu, a następne robią się szybciutko...Gotowe posypywałam cukrem pudrem.
Śmiałam się zawsze z mamy, że nigdy w moim domu nie zrobię ani faworków, ani pierogów, bo ona tłumacząc mi jak się robi mówiła..."mąki do wgniecenia"...tylko, że nigdy nie zawołała mnie do kuchni, żeby pokazać jaka ma być konsystencja tego ciasta...i tak przez wiele lat robiłam potrawy, które miały podana konkretną ilość składników :) Ale muszę się przyznać, że chociaż faworki mi się udają i są "takie jak u mamy" to pierogów nie lubię robić, bo mi nie wychodzą..próbowałam kilka razy i ...porażka...za to pierogi mojej mamy i mojej siostry....palce lizać...więc nie robię im konkurencji i zawsze wpraszam się do nich :)
Czas gna jak szalony...dopiero zaczął się ten Nowy 2013 Rok, a tu za chwilę kończy się styczeń...
I dni pędzą, ale może to i lepiej, bo każdy następny jest dłuższy od poprzedniego...i wiosna niedługo zagości...i zielono się zrobi i kolorowo...nie mogę się doczekać tych przebiśniegów i krokusów, które będą się przebijały nieśmiało...i słońca u nas ostatnio trochę więcej, więc buzie dookoła bardziej się uśmiechają...
***
Zima nam niespodziankę zrobiła i w piątkową noc w kilka godzin, 20 mil od miejsca w którym mieszkam zasypało okolicę tak pięknie, że miałam ochotę wsiąść w samochód i szybko jechać do moich znajomych, zobaczyć ja z bliska:)....i dobrze, że nie pojechałam, bo śniegu było tyle, ze autostrada zablokowana, ludzie zostawiali samochody, żeby się jakoś do domu dostać....a rano spadł deszcz ...i po zaspach śnieżnych nie ma śladu :)Zobaczyłam jedynie na zdjęciach...jak w bajce...chwila i biało:)
Zdjęcia udostępnione przez koleżankę:)
Dzisiaj świeci słońce...jest 7 stopni na plusie...wiosno przybywaj:))))
Pozdrawiam
Monika
Zime lubie tylko na zdjeciach, a te sa piekne...
OdpowiedzUsuńFaworki uwielbiam ale o piwie pojecia nie mialam...ciekawe:)
Pozdrawiam cieplutko
Na zdjęciach wygląda cudnie, zawsze...i w górach lubię :) ale tu jest bardzo rzadko...niektórzy się ucieszyli:) a faworki z piwem są szybkie do zrobienia i wyjątkowo kruche:) polecam:)
UsuńPozdrawiam:)
Rozjaśniłaś mi w głowie przepisem na faworki. Mam taki nastrój, że z przyjemnością obiję coś wałkiem, chociaż wolałabym kogoś ;)
OdpowiedzUsuńU nas na razie pobojowisko, bo dzieci chcą uczestniczyć w życiu kuchennym, ale w wieku dwóch i trzech lat nie myśli się o bałaganie.
Pozdrawiam
Lucy
Bałagan się ogarnie...grunt, żeby dzieci były szczęśliwe i pomagały...póki chcą:) a na faworkach można sobie troszkę ulżyć:) pozdrawiam:)
Usuńzawsze z Mamą mi się kojarzą, ale jej przepis bez piwa, za to ze spirytusem :)
OdpowiedzUsuńKiedy je robię zawsze ryczę jak bóbr... Moje (choć z jej przepisu) nigdy nie są TAK DOBRE, a ile się przy ich pieczeniu wspomnień wyciska...
p.s. te przypalone też lubię NAJbardziej :)
zazwyczaj coś z przepisu mamy nigdy nie smakuje tak, jak w jej wykonaniu...swoją drogą to ciekawe:) i te wspomnienia...ja specjalnie kilka przypaliłam...żeby powspominać...
Usuńściskam cieplutko:)
nigdy nie piekłam faworków, ale ostatnio nawet o tym myślałam
OdpowiedzUsuńwyglądają bardzo smakowicie!
szybko się robi i są przepyszne:) polecam:)
Usuń